„-Tort! Wszyscy lubią tort! Tort ma warstwy.
-I co z tego? Ogry, nie są jak tort!”
Chyba wszyscy kojarzą cytat, co? Ja najwidoczniej nie jestem Ogrem – lubię torty. Truskawkowe najbardziej. Orzechowe też. I czekoladowe. Lubię te z bezą i te z galaretką, te „zakrapiane” i te „dla dzieci”. Lubię je wszystkie. Tak samo jest z życiem. Lubię, a nawet kocham, każdą jego część i bardzo często wyobrażam sobie je, jako tort właśnie. Pozwól, że Ci to zobrazuję.
Osioł ma rację, wszyscy lubią tort. Zamknij oczy i wyobraź sobie OGROMNIASTY, wręcz monstrualny, piękny, okrągły tort. Jest tak ogromny, że do patery na której leży musisz wspinać się po drabinie. Tort jest wspaniale ozdobiony, odpowiednio schłodzony, stoi na podstawce i czeka, aż wdrapiesz się do niego, ukroisz sobie kawałek, położysz na talerzyku, wbijesz widelczyk, włożysz do ust i… poczujesz tę rozkosz smaku. Hmmm… bajka, co nie??
Jasiek, ale co to ma wspólnego z życiem?
Wyobraź sobie do tego, że tort ten zrobiony jest w różnych smakach, ale poukładane są one osobno, to znaczy, tort z każdej strony ma inny smak. Ty wziąłeś pyszniutki truskawkowy kawałek, obok jest równie smaczny, orzechowy, a dalej malinowy, poziomkowy, dalej migdałowy, może jakiś „zakrapiany”, może dalej jakiś nieznany Ci do tej pory smak itd. Żeby po kolei spróbować każdego smaku, musisz znowu przestawić drabinę i oprzeć ją w innym miejscu. Znowu wdrapać się na górę i znowu czeka na Ciebie rozkosz. Tym razem inna, równie powalająca, cudowna.
Dobra, ale co z tym życiem?
To teraz sobie pomyśl – czy mając taki wybór będziesz brnął wciąż w wybranym, truskawkowym smaku, mimo, że jest on super?
Ja tak właśnie rozumiem życie. Dla mnie to właśnie tort o różnych smakach, poukładanych po różnych stronach. I oczywistym jest to, że jeżeli decyduję się na smak orzechowy, to nie mogę w tym samym czasie jeść kawałka malinowego. Drabinę przystawiłem wszak po tej, a nie po tamtej stronie. Innymi słowy, nie jestem w stanie żyć tym wszystkim co niesie ze sobą życie i mieszkanie w Polsce, żyjąc i mieszkając w Norwegii. Wszystkie pozytywy jak i negatywy tegoż życia omijają mnie na korzyść innych. Wszystkie doznania kulinarne (pozostając w metaforze cukierniczej) związane z obecnym smakiem mojego kawałka tortu są inne niż tamte i vice versa. I co ważne – zarówno ten kawałek, jak i tamten, jak i zapewne wszystkie pozostałe, których jeszcze nie próbowałem, smakują wyśmienicie.
Tak właśnie widzę życie.
Dziś drabinę mam opartą tu, wczoraj miałem tam, a jutro być może będzie z drugiej strony stołu. I mimo, że bez wątpienia aby ją przestawić będzie trzeba się natrudzić, pewno będzie niewygodnie, czasem może wątpliwie, to mimo to jestem pewien, że czeka tam na mnie inny, równie przyjemny smak. Czy gorszy? Nie wiem. Czy lepszy? Tego też nie umiem powiedzieć. Może bardziej odpowiadający moim upodobaniom, a może właśnie mniej. Nic wszak nie stoi mi na przeszkodzie znów kiedyś przestawić drabinę. Jednego jestem pewien – gdziekolwiek bym jej nie oparł, tam wejdę po niej po kolejny kawałek tortu i wiem, że może trochę mniej albo więcej, ale na pewno będzie on smakował. My bowiem, żyjący w krajach ekonomicznie rozwiniętych mamy to szczęście, że mamy drabinę i bez większego problemu możemy się po niej wspiąć po kolejny kawałek tortu, smacznego tortu. I bardzo mało prawdopodobne, żebyśmy trafili na niesmaczny kawałek. Mając takie możliwości uważam, że zwyczajnie szkoda byłoby z tego nie skorzystać i przeżyć życie w jednym smaku. Jednocześnie rozumiem i szanuję tych, którzy takie właśnie życie wybierają. Nie każdy przecież musi być jak ja i biegać z drabiną wokół stołu. To całkiem normalne, że jesteśmy różni. Spoko.
Mi kiedyś wydawało się, że życie gdzie indziej będzie lepsze niż w Polsce, że ten polski świat jest najgorszym kawałkiem tortu jaki mógł mi się trafić. Dziś wiem, że byłem w błędzie, że wcale tak nie jest. Dziś wiem, że owszem, ten polski jest może trochę mniej smaczny (przynajmniej dla mnie) niż ten norweski, ale wiem też, że pomimo wielu braków na pewno nie można o nim powiedzieć, że jest niejadalny. I uwierz mi – nie jest to efekt tęsknoty za ojczyzną. To obiektywne postrzeganie otaczającego nas świata. Zaznaczam – świata, nie Europy. Bo jeśli popatrzysz na to, jak większość ludzi na całym świecie żyje i jak my, mieszkający w Europie daleko odbiegliśmy od nich, to wtedy zobaczysz, że żyjąc tu gdziekolwiek byś nie przystawił tej drabiny, to i tak będzie dobrze. Bardzo dobrze.
Mam też pełną świadomość tego, że ten norweski kawałek wcale nie musi być najlepszym kawałkiem tortu mimo, że smakuje mi najlepiej spośród wszystkich, które do tej pory próbowałem. Wcale nie jest powiedziane, że to on właśnie jest najsmaczniejszy. A może gdzieś czeka smaczniejszy? Może tylko tak mi się wydaje, że jest tak dobrze, że lepiej już być nie może? A może po prostu wcale lepiej być nie musi? Tu przecież nie chodzi o to, żeby wciąż było lepiej i lepiej. Nie! Tu chodzi po prostu o inne (nie czytaj „lepsze”) doznania.
Może to wszystko trochę brzmi jak szukanie dziury w całym, ale uważam, że życie jest za krótkie, żeby nie spróbować go z każdej strony. No, może nie uda się z każdej, ale chociaż z kilku stron. Spróbować ten tort, bo zwyczajnie szkoda żeby się zmarnował. Żeby na koniec życia nie mówić sobie „a mogłem spróbować, może byłoby warto”. Takie bowiem przekonanie bardzo często towarzyszy ludziom w jesieni swoich dni.
Mamy możliwość! Tort stoi i czeka!
Chciałbym tu jeszcze zwrócić uwagę na jedną, bardzo istotną rzecz. Fakt, że mamy możliwość wyboru lub zmiany i to że możemy doświadczać różnych smaków życia, zawdzięczamy tak naprawdę temu, że urodziliśmy się i wychowaliśmy się w krajach ekonomicznie rozwiniętych, jednocześnie NIC tak naprawdę za to nie dając. Żadne z nas wszak nie zrobiło NICZEGO, żeby się tu znaleźć, żeby się urodzić w Polsce, w Norwegii, czy w innym europejskim, ekonomicznie rozwiniętym, bogatym kraju. I celowo piszę tu „ekonomicznie rozwiniętym” zamiast samego „rozwiniętym”, bo uważam, że do ogólnie pojmowanego rozwinięcia to niestety, ale często nam jeszcze bardzo daleko. Chodzi mi tu głównie o rozwiniętą świadomość społeczną, o odpowiedzialność za losy świata, środowiska naturalnego, która na nas, jako tych bogatszych spoczywa.
Ale wracając do tematu – musimy zwrócić uwagę na to, że tak naprawdę nic nie zrobiliśmy ku temu, żeby mieć takie a nie inne życie. Nikt z nas nie wybierał sobie koloru oczu, skóry, rasy, orientacji seksualnej, kraju urodzenia i mnóstwa innych rzeczy. Ot tak, po prostu mieliśmy takiego „farta”, że się tacy urodziliśmy i tyle. To wszystko. Nie kiwnęliśmy nawet palcem, żeby się znaleźć w tak uprzywilejowanej sytuacji! Warto o tym pamiętać, zwłaszcza gdy patrzymy na bliźniego, który też nic nie zrobił, niczym sobie nie zasłużył na to, że urodził się akurat w tym biednym a nie bogatym państwie, że znalazł się w sytuacji gdzie często nawet nie ma nic do jedzenia, że czysta woda leży w sferze jego marzeń, że nad jego domem śmigają bomby i często aby uchronić życie swoje i rodziny, musi ten dom ze łzami w oczach porzucić. Tam nie ma ani tortu, ani drabiny. Tam nie ma wyboru z której strony chciałbym dziś spróbować życia.
I rzecz najcięższa o której my bardzo często zapominamy, albo zwyczajnie nie zdajemy sobie z niej sprawy – bardzo często ludzie ci żyją w skrajnym ubóstwie przez to, że to my, żyjemy ponad wygodnie. To bardzo skomplikowany schemat i nie chcę go tu rozwijać, ale niestety tak jest.
To, że nam żyje się tak jak się nam żyje, skutkuje tym, że im żyje się tak jak im się żyje.
Ale to już temat na inny wpis.