Inspiracją do napisania tego tekstu był dla mnie pewien film, który obok kilku innych elementów stał się w moim życiu pewnego rodzaju kamieniem milowym w pracy nad sobą. Oczywiście w stawaniu się lepszym sobą uwagi wymaga wiele płaszczyzn, jedną z nich jest właśnie umiejętność dzielenia się o której już kiedyś pisałem tutaj http://www.jansatola.pl/umiejetnosc-dzielenia-sie/ a w której ogromną rolę odegrał ostatnio ten właśnie film. To swoisty GameChanger w moim podejściu do pomocy. Jeśli macie wolną godzinkę to gorąco polecam, naprawdę warto, bo jak się okazuje (zwłaszcza w obliczu dzisiejszych wydarzeń w Ukrainie) pomoc może być elementem determinującym o przetrwaniu.
Ja często jestem krytykowany za moją utopijną wizję świata i zdaję sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nie jest to możliwe aby kiedykolwiek stał się on taki, ale mimo to marzę o świecie w którym wszyscy rozumieją to, że czy się nam to podoba czy nie, mieszkamy na tej samej planecie a jedynym sposobem na przetrwanie jest wzajemna dobroć, sprawiedliwość i okazywana sobie pomoc.
Pewien francuski astronauta Thomas Pesquet, którego obserwuję na Facebooku, pracując na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, przez sześć miesięcy przebywał w kosmosie spoglądając na Ziemię z wysokości kilkuset kilometrów. Powiedział on kiedyś słowa, które zmieniają perspektywę: “Kiedy jesteś na Ziemi, czujesz, że wszystko jest tak ogromne, wszystko jest nieskończone. Trudno ci zrozumieć jak bardzo jesteśmy ograniczeni. Potem, gdy cofniesz się o krok i zobaczysz Ziemię w całości, nagle rozumiesz, że żyjemy w kosmosie, w oazie. Wszędzie wokół nie ma nic, nie ma życia, czerń, pustka, absolutnie nic – poza tą niebieską kulą ze wszystkim czego potrzebujemy do podtrzymania ludzkiego życia i życia w ogóle, które jest absolutnie kruche.”
Film o którym pisałem wyżej może co prawda momentami wydawać się Wam trochę ciężki, zagmatwany i niezrozumiały, ale jego przesłanie jest bardzo klarowne – co robić, aby nasza pomoc była jak najbardziej efektywna?
Dziś wszyscy obserwujemy niesamowitą rzecz – Polacy rzucili się do pomocy! Widzimy niespotykane pospolite ruszenie! Ktoś może tu powiedzieć – zaraz, zaraz, jak to dziś? Przecież my, Polacy umiemy pomagać i zawsze chętnie to robimy. I z tym właśnie mam pewien problem.
Chciałbym jednak na samym początku jasno i wyraźnie zaznaczyć – każda forma pomocy jest jak najbardziej chwalebna. To cudowna ludzka cecha, która pozwala mieć nadzieję na to, że ludzki gatunek przetrwa mimo, iż systematycznie co kilkadziesiąt lat pojawia się na świecie człowiek, który próbuje temu zaszkodzić. Nasza chęć pomocy jest wspaniałym obrazem prawdziwej, szczerej miłości. Problem mam jedynie z naszą umiejętnością pomagania. I nie chodzi mi teraz o wszczynanie kłótni czy licytacji kto lepiej pomaga, czyja pomoc okazuje się być skuteczniejsza, nie. To absolutnie nie jest moją intencją. Jak już napisałem wyżej każda pomoc jest niezmiernie ważna, szlachetna i potrzebna. Jedyne co chciałbym osiągnąć pisząc te słowa, to zainspirować Was. Skłonić Was, wszystkich pomagających do małej refleksji, dzięki czemu być może w przyszłości zmienicie swoje działania i przy takim samym nakładzie środków, energii i zaangażowania, pomoc Wasza będzie miała większą moc sprawczą. Nie zamierzam broń Boże nikogo pouczać i moralizować. Chcę tylko podzielić się tym, co sam dzięki wpływowi wyżej przytoczonego filmu zauważyłem u siebie i dzięki czemu zmieniłem swoje działanie w kwestii pomagania, co tak naprawdę pomogło mi samemu w niesieniu pomocy innym. Innymi słowy dzięki tej lekcji jaką darmowo otrzymałem z tego filmu, moje niesienie pomocy stało się po prostu skuteczniejsze przy tym samym zaangażowaniu.
Twórca filmu tłumaczy to na przykładzie – jeśli znalazłbyś się w obliczu dwóch płonących budynków, w jednym z nich byłoby dziecko, a w drugim ośmioro dzieci i aby uratować je z płonącego budynku musiałbyś wyważyć drzwi, aby dostać się do środka, ale wiedziałbyś, że zdążysz sforsować tylko jedne drzwi, to który budynek byś wybrał? Ten sam wysiłek, takie samo zaangażowanie. Możesz uratować jedno życie, ale możesz też uratować osiem ludzkich istnień. Wybór bez wątpienia dramatyczny, ale myślę, że każdy niemalże instynktownie zareagowałby ratując ośmioro dzieci. Problem w tym, że ta instynktowność bez bezpośredniej konfrontacji z potrzebą niesienia pomocy gdzieś w nas zanika. Kiedy bowiem nie stoimy w obliczu bezpośredniego i tak jednoznacznego zagrożenia jak płonący budynek, nie potrafimy dostrzec które z naszych działań mogłoby mieć większą sprawczość w niesieniu pomocy. Do tego dochodzi jeszcze jeden aspekt, można powiedzieć socjologiczny – podczas gdy widzimy, że inni pomagają, my sami też czujemy chęć i potrzebę pomocy a rzucając się na ratunek przywiązujemy jednocześnie mniejszą uwagę do skuteczności naszych działań. To całkowicie zrozumiałe, szczera chęć pomocy wypływa tak naprawdę z serca, mało kto w takiej chwili kalkuluje co będzie bardziej skuteczne.
Stąd właśnie pisałem wyżej, że mam problem z określeniem “my Polacy umiemy pomagać”. I nie chodzi mi tutaj stricte o Polaków rzecz jasna, polska narodowość jest tu tylko przykładem, bo akurat rozważamy naszą obecną sytuację. Myślę, że jest to problem ogólnoludzki, po prostu mało kto z nas, ludzi zastanawia się nad tym w jaki sposób powinniśmy pomagać. Jest obywatelskie poruszenie to idę i tyle. I tak jak już wyżej pisałem – to dobrze! Piękne jest to, że widzimy dziś tak szlachetną cechę w polskim narodzie w tak ogromnej skali. Ale uważam jednocześnie, że po prostu warto w tym wszystkim (na ile to oczywiście możliwe) wstrzymać oddech i choć przez chwilę się zastanowić, czy aby nie mógłbym swojej chęci zaangażowania się w pomoc spożytkować inaczej, być może w bardziej efektywny sposób. Szkoda po prostu, żebyśmy się dublowali w sposobie niesienia pomocy. Słyszałem bowiem o osobach, które brały wolne w pracy, pakowały samochody po dach i jechały na granicę. I naprawdę wielki szacun dla nich, ale zastanówmy się przez chwilę, czy tak wielkie zaangażowanie (jak mówię – bardzo chwalebne) nie przydałoby się spożytkować w inny sposób, tym bardziej gdy widzimy w mediach doniesienia o tym, że tego rodzaju pomocy już nie brakuje?
Proszę nie zrozumcie mnie źle – nie czepiam się, tylko najdelikatniej jak potrafię pragnę zwrócić uwagę na fakt, że istnieje możliwość alternatywna, może nawet bardziej skuteczna, a co za tym idzie efektywniej wykorzystująca niesienie pomocy potrzebującym. Coś jak z wyborem sforsowania drzwi w płonącym budynku z ośmiorgiem dzieci zamiast z jednym. Takim sposobem jest (jak słusznie zwraca na to uwagę twórca inspirującego mnie filmu) pomoc przez różne organizacje charytatywne. Te, mając swoje struktury, sieci, dużo lepiej niż my wiedzą, gdzie i jaka pomoc jest potrzebna. Często też mają ogromne doświadczenie w działaniach charytatywnych w obliczu wojny, jak chociażby Polska Akcja Humanitarna.
Zatem zanim ktoś z Was zacznie mnie krytykować w związku z moim dzisiejszym wywodem, proszę zastanów się i odpowiedz sobie sam na pytanie – czy jeżeli byłbyś w stanie pomóc skuteczniej, angażując tę samą ilość środków, energii i poświęcenia, to czy nie skorzystałbyś z tego? Dla mnie odpowiedź jest oczywista – jasne, że bym skorzystał!