Umiejętność dzielenia się.

Święta Bożego Narodzenia i ponoworoczny czas dzielenia się z innymi w rytm muzyki WOŚP to okres, który w szczególny sposób skłania do refleksji. Okazuje się bowiem, że umiejętność dzielenia się nie jest taka oczywista jakby się wydawało.

Co znaczy umieć dzielić się z innymi?
Czy oddając część ofiarujemy wystarczająco?
Czy potrzeba nam stymulacji do robienia ogólnego dobra, prezentów i dzielenia się z innymi?
Jak można zrobić coś wielkiego robiąc z pozoru coś małego?

Między innymi te pytania jak i również ten okres skłoniły mnie w tym roku do tego stopnia, że postanowiłem wylać to na klawiaturę.
Zapraszam do lektury.

Nie jestem gotów.

Zastanawiam się skąd, albo może dlaczego mam w sobie coś takiego o czym dopiero niedawno się dowiedziałem, a raczej uświadomiłem to sobie. Gdy pewnego dnia zadzwoniła do mnie osoba reprezentująca jedną z największych organizacji charytatywnych w Norwegii z prośba o wsparcie finansowe moja pierwsza reakcja była niespokojna, żeby nie powiedzieć nerwowa -„o Boże, znowu ktoś coś chce! Dlaczego ode mnie? Czemu nie dzwoni do kogoś innego? A dajże mi babo spokój!”- pomyślałem. Po skończonej rozmowie nie dawało mi to jednak spokoju i już do końca dnia o tym myślałem. Zdałem sobie bowiem sprawę z tego, że to „coś” jest we mnie. Nawet nie wiem jak to nazwać – chytrość, samolubność, egoizm? Nie wiem. Nie wiem i mimo, że teraz już mam pełną świadomość posiadanej cechy to co gorsze wciąż nie wydaje mi się abym był w stanie kiedykolwiek ją w sobie zwalczyć. I nie chodzi mi o to, że nie umiem się dzielić, bardziej o to, że nie umiem oddać więcej, może nawet wszystko jak zajdzie taka potrzeba. Obym się mylił bo jeśli los postawi mnie kiedyś w takiej sytuacji to może być ciężko, choć kto wie, może właśnie wtedy otworzy się jakaś inna klapka w głowie i stanę się innym człowiekiem. Szczerze w to wierzę i mam nadzieję, że właśnie tak będzie, bo dziś nie jestem na to gotów.

Czas świątecznych prezentów.

Jak co roku całe tłumy wyruszyły na łowy; dla dzieci, dla ukochanej osoby, dla mamy, taty itd. W galeriach handlowych tłumy. Wszyscy szukają, kupują, pakują i wreszcie ofiarują swoim bliskim podarunki. Jest miło, sympatycznie i bardzo fajnie. To naprawdę miłe uczucie dostawać prezenty. Miło jest też ofiarować prezenty, może nawet jest to przyjemniejsze. To troszkę takie egoistyczne, bo często wiemy o tym, że radość bliskiej osoby z podarunku robi też nam dobrze, czujemy się wtedy bardzo przyjemnie. Ileż radości daje widok zadowolonej osoby, której sprawiamy tę przyjemność i celnie trafiamy z prezentem w jej życzenia. Tym bardziej jeśli jest to nasza ukochana osoba. Radość darczyńcy nie jest wtedy wcale mniejsza niż obdarowanego. Ciekawą kwestią jest tutaj wartościowość prezentu (nie mylić z wartością materialną).

Co to znaczy dostać wartościowy prezent? 

Czy wartościowy prezent musi być drogi? Oczywiście, że nie. Ostatnio słuchałem audiobooka pt. „Moje bieguny” Marka Kamińskiego który podczas swojej wędrówki na Biegun Południowy dostał wspaniały prezent jak sam stwierdził „od Mikołaja” w postaci północnego wiatru, dzięki któremu 06.12. pokonał dystans który normalnie zająłby mu 2 dni. Cieszył się z tego bardziej niż niejeden dziś, tu między nami z najbardziej wymyślnego prezentu.
Albo ubogie rodziny, które zaskoczone tym, że Szlachetna Paczka trafiła właśnie do nich cieszą się tak bardzo, że niejednokrotnie przez łzy i z drżącym głosem dziękują. Ileż dla nich znaczy taki prezent. Wartość tego jest nieoceniona.
Dalej – jakże wartościowym prezentem dla rodziców jest dziecko, często przecież mówimy, że to najpiękniejszy prezent od życia jaki mogliśmy sobie wymarzyć. I często tak właśnie jest. Często to co z pozoru wydaje się naturalne, zwyczajne, normalne, często właśnie to jest najpiękniejszym prezentem. Całkiem jak ten sprzyjający wiatr dla polarnika. Niby takie naturalne, wydawało by się oczywiste, a jednak wspaniałe. Dla iluż ludzi fakt bieżącej wody w kranie i bezproblemowego dostępu do jedzenia, czyli coś, co dla nas wydaje się oczywiste mogłoby być największym prezentem jaki oni mogliby sobie wyobrazić. Dla nich właśnie coś tak naturalnego może być najwartościowsze.

W ogóle to, że jesteśmy zdrowi, mamy co jeść, gdzie spać, już tylko to (albo aż to) jest wspaniałym prezentem od życia. Jeśli tak na to spojrzymy, to jak się mają te wszystkie materialne dobra otaczającego nas świata za którymi często biegamy bez opamiętania, gdy obok jest ktoś, dla którego pełny brzuch wciąż pozostaje w sferze marzeń?

Być jak Schindler.

To, co jest pokazane w jednej z końcowych scen filmu Stevena Spielberga pt. „Lista Schindlera” to według mnie najczystsza umiejętność dzielenia się – level master. Najwyższy poziom jaki można osiągnąć w oddawaniu innym siebie. Bo tak naprawdę to my nie żyjemy na tym świecie dla siebie – my żyjemy, a przynajmniej powinniśmy żyć dla innych. To wielki dar umieć dzielić się w taki sposób jak główny bohater filmu gdzie w jednej z ostatnich scen uzmysławia sobie, że przecież ma jeszcze samochód, złoty znaczek na marynarce, że przecież mógł jeszcze to wymienić na czyjeś życie, że to są tylko rzeczy, przedmioty po których za kilka chwil nie będzie śladu i są niczym w stosunku do ludzkiego życia. Właśnie to taki poziom umiejętności dzielenia się mam na myśli pisząc wyżej, że nie jestem dziś na to gotów. To coś co z mojej perspektywy dzisiaj jest dla mnie nieosiągalne. Nie wyobrażam sobie dziś tak postąpić, chyba bym nie umiał. Chyba nie. Na pewno ludzie w tamtych czasach, postawieni w świecie wrogich sobie narodów czy odmiennego pochodzenia, żyjący w obliczu wojny, głodu i ubóstwa, potrafili łatwiej dostrzec potrzebę drugiego człowieka niż dzisiejsze społeczeństwo. Wydaje mi się, że my dzisiaj często żeby pomagać, dzielić się potrzebujemy dodatkowej stymulacji w postaci różnych głośnych akcji jak chociażby WOŚP, Szlachetna Paczka czy jeszcze inne.
I kurczę, to jest problem. Bo ja jako chrześcijanin powinienem być gotów na oddanie całego siebie dla potrzebującego bliźniego. I to bez potrzeby ekstra dopingu. Ot tak, po prostu. Prawdziwie dzieli się bowiem nie ten który oddaje to co mu zbywa, ale ten który wszystko co ma potrafi oddać innemu. Czyż nie?

A może da się temu zaradzić.

Myślę, że może jednak jest wyjście z tego problemu, bo bez wątpienia jest to problem. W końcu nie można mówić tak a robić inaczej – twierdzić, że jestem otwarty i gotowy do poświęcenia się dla innych a jednocześnie żyć tylko swoim życiem. W końcu przecież nie żyję tylko dla siebie. Dzwonią mi w głowie słowa artysty, Stanisława Soyki, który śpiewa: „Życie nie tylko po to jest by brać. Życie nie po to by bezczynnie trwać”. I dalej słowa które biją w sedno problemu: „I aby żyć siebie samego trzeba dać”.
Wydawałoby się tutaj, że nie ma wyjścia, że albo oddasz człowieku wszystko, albo nie potrafisz prawdziwie się dzielić! Może jednak nie do końca tak jest. Może nie jest to takie zerojedynkowe – wszystko albo nic. Może jest droga wyjścia.

Tak sobie myślę – dziś dawać część siebie innym, taką część na jaką mogę sobie pozwolić a jeśli kiedyś przyjdzie taka potrzeba to wierzyć w to, że wtedy będę gotów na oddanie wszystkiego. Nie jestem dziś w stanie oddać sto procent wszystkiego, jak ta ewangelijna uboga wdowa (Mk 12, 41-44). Żyję w świecie gdzie pieniądze po prostu są potrzebne do życia, do tego żeby je wymieniać na żywność, czynsz, rachunki. Mam rodzinę na utrzymaniu i jeśli nawet chciałbym w głębi serca oddać dzisiaj wszystko to po prostu nie mogę zostawić rodziny bez środków do życia. Może i to brzmi jak próba wytłumaczenia się przed samym sobą, takiego usprawiedliwienia – nie daję bo nie mogę – ale tak właśnie jest. Przykro mi z tego powodu i myślę, że wszystko co mogę dziś zrobić w tej kwestii to skupić się na małej ale systematycznej pomocy.
Co warto tu zauważyć – pomoc mała ale systematyczna jest równie mocna jak jednorazowe wspomożenie potrzebujących. Może nawet mocniejsza.
Ciekawym tutaj przykładem może być postawa Michała Szafrańskiego z bloga „jakoszczedzacpieniadze.pl”, który zdecydował na samym początku wydania swojej książki „Finansowy Ninja” #FinNinja że z każdej sprzedanej książki przekaże kwotę na jeden posiłek dla dzieci objętych dziełem Polskiej Akcji Humanitarnej „Pajacyk”. Taka stała pomoc ma ogromną moc. Pomyśl sobie – gdybyś ofiarował 1zł dziennie na jakąś pomoc, to w ciągu roku jest to 365zł, 10 lat 3650zł itd. A co jeśli byłoby to 2zł, albo 5zł czy 10zł! Tym sposobem można dokonać czegoś ogromnego. Michałowi właśnie w ten sposób udało się ufundować już ok. 70 tysięcy posiłków! Ja mam dzisiaj 45 lat, gdybym tak robił od momentu kiedy zacząłem pracować i sam zarabiać, to dziś byłaby to niemała kwota, dzięki której ktoś gdzieś mógłby mieć lepsze życie.

Nigdy nie jest za późno.

Tak, dokładnie! Nigdy nie jest za późno! To, że tak nie robiłem przez te wszystkie lata wcale nie znaczy, że nie mogę zacząć od dziś. Każdy z nas może. Czas i tak ucieka, a pieniądze które zarobimy i tak wydamy. Czy nie warto wydać ich choć w części na coś co może pomóc innym? Ja wiem, że trudno być stuprocentowym ascetą, zdjąć płaszcz i zegarek, oddać to auto, złotą przypinkę z marynarki, pozbyć się absolutnie wszystkiego jak zrobił to bohater wyżej przytoczonego filmu, oddać wszystko innym (choć tak naprawdę jak pisałem wyżej, to właśnie tak powinno to wyglądać).

Tak, to wszystko jest bardzo trudne, ale warto może choć część siebie oddać, bo ta mała cząstka w perspektywie czasu jaki nam jeszcze pozostał na tym świecie może stać się czymś wielkim. A bez wątpienia warto w swoim życiu zrobić coś wielkiego.

4 thoughts on “Umiejętność dzielenia się.

  1. Ja myślę, że po pierwsze względy historyczne decydują o naszym zabezpieczaniu się. Pochodzimy z pokolenia powojennego, a później komunistyczego gdzie nasi rodzice musieli mieć by przeżyć. Drugie, względy kulturowe typu dom, samochód, nieruchomości to oznaka bogactwa. A trzecie oczywiście my wierzymy, że Bóg nam pomaga ale nie ma to jak konto pełne, bo umiesz liczyć-licz na siebie, to z mojego domu.
    Z moich rozważań nad sobą w temacie to ja zapomniałam przez dłuższy czas o wdzięczności. Kładłam się spać z żalem, że tak dużo mi brakuje. Dziś wiem, dziś dziękuje za każdy dar, lekcję jakimi mnie życie obdarowało a jest tego dużo. W kwesti darów, to w dobie pieniądza my myślimy, że to najpotężniejsze narzędzie pomocy ale dziś twierdzę, że miłość zwycięża. Nawet jak nie mogę lub nie chcę pomóc to dobrze o całej sprawie myślę.
    Moja koleżanka mówi: wysyłaj do świata czego potrzebujesz i ufaj!! A świat Ci to da ? ja w to wierzę ? a propos Jasiu, beton niezbędny na dróżkę pod dom ?

    1. Masz rację, na pewno ogromny wpływ na nasze dzisiejsze zachowania mają względy historyczne i kulturowe o których piszesz, niemniej jednak mając dzisiaj tego pełną świadomość nic nam nie stoi na przeszkodzie żeby próbować się zmieniać. Najlepszym przykładem jest to co sama piszesz, że dziś więcej rozumiesz i dziękujesz za to co masz. Właśnie takiego spojrzenia na świat często dzisiaj brakuje.
      Mamy natomiast szczęście, że są takie akcje jak WOŚP czy Szlachetna Paczka oraz masa organizacji charytatywnych i kampanii społecznościowych, które wciąż uświadamiają nam potrzebę umiejętności dzielenia się.
      Jeśli natomiast chodzi o narzędzia pomocy to pieniądze są tylko jednym z wielu (choć wciąż dominujących) dostępnych. Znam ludzi, którzy umieją oddać dużo więcej niż dobra materialne. Oddają siebie, swój czas, poświęcenie, codziennie zmagając się z losem jaki ich (bądź ich bliskich) spotkał. To bez wątpienia ogromny dar.
      A relacje jakie między nimi powstają są jak ten beton na dróżkę pod dom?

  2. Kurcze Jasiu, przeczytałem z ogromną uwagą ten wpis i powiem szczerze, że z każdym kolejnym zdaniem coraz mocniej przyświecała mi myśl o Twojej mądrości i bardzo dużej dojrzałości emocjonalnej, której w dzisiejszych czasach wielu z nas „dorosłych” brakuje. Jesteś dla mnie dużą zagadką ale i ogromną inspiracją, ale o tym może kiedyś porozmawiamy… Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę momyślności w Nowym Roku.

    1. Dzięki sąsiad.
      Tak, ten cudzysłów przy słowie „dorosłych” niestety bardzo często jest na miejscu. Mimo wszystko ja wciąż na swojej drodze spotykam ludzi, których dorosłość widać nie tylko po ilości świeczek na urodzinowym torcie. I szczerze wierzę w to, że będę ich spotykał więcej. Dzięki za miłe słówko, bo jest to dla mnie największa nagroda za te moje „blogowe wypociny”. A jeśli jeszcze potrafię tym kogoś zainspirować do czegoś dobrego to tym bardziej dziękuję ?
      Pozdrawiam i również życzę pomyślności w 2019 roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *