Minęły Święta i koniec roku już widać za rogiem. Święta spędziliśmy w ścisłym, rodzinnym gronie. To były bardzo miłe dni. Pogadaliśmy sobie, pobyliśmy ze sobą, było bardzo, bardzo miło.
Cały czas czekam na chwilę kiedy nasze dzieci w pełni zrozumieją sens naszej emigracji bo wydaje mi się, że wciąż do końca nie zdają sobie sprawy z tego jak wyglądałoby nasze i ich życie gdybyśmy pozostali w Polsce. Kiedy z nimi rozmawiamy to twierdzą, że owszem jest im lepiej ale widzę, że w głębi nich wciąż gdzieś siedzi żal i tęsknota. Podobno to nigdy nie opuszcza emigrantów (ja też od czasu do czasu borykam się z tym) więc trzeba po prostu nauczyć się z tym żyć i tyle. Jestem jednak pewny, że będąc w Polsce borykalibyśmy się pewno z innymi rozterkami i problemami. To po prostu element życia i tyle. A to czy jesteśmy tu czy tam nie ma na to większego wpływu.
Mówię sobie, że jestem przekonany co do tego, że będzie im lepiej, im i nam, ale w gruncie rzeczy to nikt tak naprawdę tego nie wie. Reasumując jednak za i przeciw dochodzę do wniosku, że to była słuszna decyzja. Wyjeżdżając z ojczyzny zostawiamy tam kawał naszego świata ale dzięki temu otwieramy się na pozostały jego kawał, ten który będąc w kraju nie jest widoczny.
Pozostając natomiast w Polsce czujemy się poniekąd bezpieczni, jesteśmy w tej komfortowej choć nie do końca wygodnej bańce. Znam mnóstwo ludzi mieszkających i pracujących w Polsce, którzy mimo niedogodności wciąż narzekają na swoje życie, sytuację materialną czy społeczną nic jednocześnie z tym nie robiąc.
Wciąż ślepo wierzą, że coś wreszcie się stanie i jakoś to będzie i że na starość, gdzie pewno już nie będą mieć tyle sił co dzisiaj jakoś dadzą radę.
Znam również takich, którzy mają świadomość że ich życie nie układa się tak jak powinno czy tak jak chcieliby, ale świadomi walczą z tym i wciąż próbują coś zmienić, bo dobrze zdają sobie sprawę z tego, że coś z tym trzeba zrobić. Szczerze jestem z nimi i kibicuję im w tych zmaganiach. Może nawet trochę im zazdroszczę tej determinacji. Po prostu podziwiam ich.
Ja jednak jestem realistą, może czasami za bardzo, ale naprawdę, wolę być przesadnym realistą i trzeźwo patrzeć w przyszłość niż wciąż odsuwać od siebie prawdę a później na starość płakać nad rozlanym mlekiem.
Jestem zdania, że jeśli ktoś nie podejmuje działań aby zmienić swoje życie tylko myśli, że jakoś to będzie, to jest nie tylko lekkoduchem ale również egoistą. I nie chodzi mi tu tylko o finanse. Mam tu na myśli także zdrowie fizyczne, psychiczne, kontakty społeczne itd.
Jak bowiem będzie wyglądało życie jego dzieci gdy on będzie miał tego typu problemy na starość?
Czy Ty, który to czytasz i kochasz swoje dzieci i chcesz dla nich jak najlepiej nie sądzisz, że myśląc o przyszłości w sposób „a jakoś to będzie” nie wyrządzasz im krzywdy? I mam tu na myśli nie tylko osobistą przyszłość ale również przyszłość świata, środowiska, naszej Ziemi. Nie można na miłość boską nie myśleć o przyszłości!
Decyzja o wyjeździe z Polski i rozpoczęciu nowego życia tu w Norwegii była jedną z najtrudniejszych w moim życiu. Przypuszczałem, że wyjeżdżając pewno nie będzie łatwo ale wiedziałem że pozostając w kraju na pewno będzie trudno.
Poza tym Norwegia to nie wylot na Marsa, zawsze można podjąć kolejną decyzję. Ważne aby umieć je podejmować.
Tym których ten wpis skłoni do refleksji nad przyszłością życzę aby w nadchodzącym 2020 roku byli mocni w podejmowaniu decyzji.
Mi zapadła w głowie czyjaś myśl która brzmi: „jeśli w obliczu konieczności podjęcia decyzji podejmiemy złą, zawsze będzie ona lepsza od niepodjęcia jej wcale”.
Pozdrawiam i Szczęśliwego Nowego Roku!