Boże Narodzenie w tle afrykańskiej biedy.

Maroko uważane jest za „przedsionek” Afryki. Można tu już poczuć afrykańskie klimaty będąc jednocześnie wciąż w krainie dość dobrze prosperującej pod kątem naszego, zachodnioeuropejskiego postrzegania świata. To właśnie PERSPEKTYWA jest tu kluczem do zrozumienia tego gdzie jesteśmy i kim jesteśmy.

 

Dlatego aby dostrzec otaczający nas świat trzeba zrobić parę kroków w tył. Jedynie wtedy jeśli spojrzymy z dalszej perspektywy będziemy w stanie zobaczyć to wszystko, co umyka nam gdy znajdujemy się wciąż w swoich komfortowych bańkach.

I tak z perspektywy czy to Polski, czy Norwegii w której żyję od ponad dziesięciu już lat, czy któregokolwiek innego europejskiego kraju niewiele jesteśmy w stanie dostrzec jeśli się do tego wystarczająco nie przyłożymy. Patrząc bowiem jedynie wokół „swojego ogródka” można odnieść wrażenie, że to co nas otacza jest tym tak zwanym „normalnym światem”, tą poprawnością i kierunkiem którym powinni podążać inni. Czy aby na pewno? Mam z tym spory zgrzyt i w tym właśnie wpisie spróbuję się z nim zmierzyć, a jeśli i Ty masz ochotę zagłębić się ze mną w te rozmyślania serdecznie zapraszam.

 

Z inicjatywy i jako niespodzianka od naszej córeczki spędziliśmy we czwórkę rodzinne Boże Narodzenie w Maroko w mieście Marakesz. Maroko jest trzydziestoośmiomilionowym krajem (liczba ludności całkiem podobna do liczby ludności Polski) z dochodem niestety dużo, dużo poniżej polskiego. Polskie PKB to około 811 mld $, Maroko to jedynie 141 mld $. Innymi słowy tutejszy rząd ma prawie sześć razy mniej pieniędzy na niemal taką samą liczbę ludności kraju.

 

Mimo iż w samym mieście Marakesz (900 tys mieszkańców) różnice pod kątem standardów życia nie są aż tak odmienne od tych europejskich, to wystarczy jedynie wyjechać dosłownie kilka kilometrów poza miasto i świat ten wygląda już zupełnie inaczej. I z przykrością muszę stwierdzić, że mnie zszokował, przygnębił i zasmucił. Gdy w dodatku zerknąłem na mapę i oddaliłem ją łapiąc większą perspektywę uświadomiłem sobie jak mało widziałem. Muszę przyznać, że pomimo iż uważam się za w miarę świadomego człowieka wzbudziło to we mnie ogromne przerażenie. Ogromna większość tamtejszego społeczeństwa jest tak biedna, że mówiąc szczerze to trochę brakuje mi słów do obrazowego opisania tego co widziałem i tego jakie to wzbudziło we mnie emocje. Płakać mi się chce na samą myśl. Niemniej spróbuję to opisać najlepiej jak potrafię.

 

Pojechaliśmy na wycieczkę w jedno z takich można powiedzieć „turystycznych atrakcji”. Cudzysłów jest tu nie bez przyczyny, bowiem ja nie przepadam za tego typu miejscami choć rozumiem ich istnienie i to, że ludzie tam ciągną. Nie krytykuję tego a jedynie zaznaczam, że choć jest to przepiękne miejsce, to raczej nie dla mnie tego typu atrakcje. Wodospad Szallalat Uzud jest naprawdę przepięknym miejscem do i z którego sama właśnie podróż była dla mnie tym, co skłoniło mnie do napisania tego wpisu.

Jechaliśmy komfortowym minibusem przejeżdżając przez coraz to bardziej odległe wioski i to właśnie widok tych miejsc i ich mieszkańców tak na mnie zadziałał. Widziałem biedę jakiej do tej pory nigdzie poza ekranem telewizora czy monitorem komputera nie widziałem. Przeraża mnie skala tej biedy i niesprawiedliwość jaka jest na tym świecie. Widziałem zmęczonych życiem starców odzianych w łachy, wypasających wychudłe kozy na pustynnych polach wzdłuż drogi na których trudno było dostrzec jakąkolwiek roślinność. Widziałem ludzi prowadzących osły z przymocowanymi ogromnymi koszami w których przewozili czy to wodę w baniakach, czy jakieś trzciny (myślę, że na paszę dla zwierząt), czy jakieś inne powiązane zetlałym od słońca sznurem tobołki, prawdopodobnie z czymś co stanowiło dla nich jakiś dochód i podstawę egzystencji (czy bardziej w tym przypadku podstawę przeżycia kolejnego dnia). Widziałem dzieci jeżdżące na rozklekotanych i pordzewiałych rowerkach, których stan techniczny absolutnie niczym nie różni się od tych na naszych złomowiskach. Widziałem dzieciaki z zakurzonymi plecakami idące, czy jadące na tychże rowerach do szkoły w sąsiedniej, odrobinę większej wsi oddalonej pewno niejednokrotnie o kilka kilometrów od ich miejsca zamieszkania. Widziałem nastoletnią młodzież w klapkach adidasa i czapeczkach Nike czy New York Yankees których ubrania najprawdopodobniej pochodzą z tych europejskich pojemników na używaną odzież. Piszę 'najprawdopodobniej’ bo ceny nowych w tutejszych sklepach w Marakesz niczym się nie różnią od tych w naszych sklepach.

 

Jest to odzież, która przez nasze bogate kraje (to znaczy przez ich mieszkańców, czyli przez nas) jest WYRZUCANA do Afryki bo nam się już znudziła. A ilu z nas wrzucających do tychże pojemników używaną odzież robiąc sobie przy okazji porządek w szafie myśli o sobie w kategoriach dobroczyńców? Niech każdy sam sobie na to odpowie. Widziałem tych młodych, szesnasto-osiemnastolatków z telefonami w ręku, którzy przez ekrany swoich smartfonów widzą ten zachodni, majętny świat i którzy też go pragną. Chcą tak samo jak my żyć w dostatku, bawić się, jeździć na wakacje, myć się ciepłą wodą pod prysznicem, mieć toaletę ze spłuczką, prąd w gniazdku, internet w kieszeni, pełną szafę ubrań i całe to mnóstwo bardziej czy mniej potrzebnych rzeczy. Ich poczucie globalnej niesprawiedliwości często determinuje ich do podjęcia ryzyka nawet swojego życia po to, żeby w końcu osiągnąć ten wymarzony świat. Zdeterminowani potykają się w swej drodze i niejednokrotnie właśnie to skłania ich do bardziej radykalnego podejścia a tym samym stają się łatwym łupem różnego rodzaju fundamentalistów. Czy można ich za to winić i mieć im to za złe, że tak jak my oni też chcą żyć w dostatku?

Te wszystkie „dobra zachodniego świata” nam często wydają się już takim standardem, już tak do nich przywykliśmy do tej bieżącej wody w kranie i całego tego mnóstwa wydawałoby się „normalnych rzeczy”, że często zwyczajnie ich nie doceniamy i nie zauważamy. Nie zauważamy zarówno tego co mamy jak i tego, że inni tego nie mają a też im się to należy. Ta nierówność, ta niesprawiedliwość jaka panuje na tym świecie jest okropna! Dlatego kiedy widzę tę biedę, tę niesprawiedliwość jaka panuje na tym ziemskim padole jest mi tak bardzo przykro, że… jedyne co mogę to „krzyczeć” tak jak potrafię! Ten wpis jest właśnie tym krzykiem!

Widziałem kobiety noszące ogromne siaty na głowach. Noszą je przecież nie dlatego, że tak chcą. Noszą je bo część z nich nie stać nawet na tego osiołka czy rower. Widziałem wioski tak zaśmiecone głównie plastikowymi butelkami i jednorazowymi siatkami, że miałem wrażenie jakby eksplodował tam kontener ze śmieciami. Uświadomiłem sobie po chwili, że te śmieci nie leżą tam bo tak podoba się mieszkańcom tych wiosek. Śmieci leżą tam bo tam nie jeżdżą raz, czy dwa razy w tygodniu śmieciarki jak ma to miejsce u nas. Nie, tam nie ma na to pieniędzy. Nie ma też pieniędzy na dużo innych PODSTAWOWYCH z naszego punktu widzenia rzeczy, usług, potrzeb. Tam nie przyjeżdża nie tylko śmieciarka, ale nie przyjeżdża też karetka, policja czy straż pożarna. Tam nie ma wody w kranie, tam wodę dowozi się tym właśnie osiołkiem albo rowerem w pięćdziesięciolitrowym pojemniku z sąsiedniej wioski, gdzie jest jeden kran z wodą dla kilku wiosek (najprawdopodobniej ze studni głębinowej, bo tam nie ma rzek).

Wodospady do których jechaliśmy umiejscowione są u podnóża gór Atlas. Tam sytuacja ma się trochę lepiej zarówno jeśli chodzi o dostępność wody jak i o standard życia mieszkańców. Turyści zostawiają tu trochę pieniędzy dzięki czemu lokalnej ludności żyje się odrobinę lepiej. Lepiej z perspektywy „tu i teraz”, jaki bowiem będzie miało to wpływ na środowisko naturalne (a co za tym idzie także na lokalną ludność) dowiemy się dopiero w przyszłości. Dziś jedynie zakłada się, że w dłuższej perspektywie niestety negatywną, turyści (a co za tym idzie zwiększona konsumpcja skumulowana w jednym, małym miejscu) zostawiają bowiem nie tylko pieniądze ale również ogrom odpadów i zanieczyszczeń co niestety negatywnie wpływa na środowisko naturalne.

Tak, wiem, moją tam wizytą też się do tego dołożyłem. Mam jedynie nadzieję, że dzięki temu, że tam byłem i to widziałem będę mógł teraz w miarę moich możliwości zobrazować to i tym samym wpłynąć na świadomość choć części z tych, którzy to czytają, co koniec końców być może kiedyś, gdy zajdzie taka okazja będzie miało pozytywne odbicie na tych biednych społecznościach. Innymi słowy mam nadzieję, że choć niektórzy z czytających te moje przeżycia, obserwacje i refleksje zauważą w tych poszkodowanych przez los ludziach swoich braci i siostry. Zauważą w nich ludzi takich samych jak my, ludzi którzy mają takie same jak nasze potrzeby, pragnienia, marzenia, cele, ambicje z tą jedynie różnicą, że my nie robiąc absolutnie nic po prostu mieliśmy dużo więcej szczęścia rodząc i wychowując się w bardziej sprzyjającym życiu warunkach. Nikt bowiem z nas nie kiwnął nawet palcem by to mieć! Dostaliśmy to od losu ot tak i warto o tym pamiętać.

 

Jechaliśmy tam 3 godziny w jedną stronę i 3 godziny z powrotem. Między innymi to w tym czasie poprzez moje oczy nazbierało się w mojej głowie tak dużo tych przygnębiających kadrów, że gdybym miał możliwość ich odtworzenia i umiejętnego poukładania w dokumentalny film to może choć trochę mógłbym przybliżyć Wam ten smutny, nędzny i niesprawiedliwy świat. Dlatego też obdarzam ogromnym szacunkiem i podziwiam ludzi, twórców czy to zdjęć, czy filmów, czy opowiadań, którzy potrafią przedstawić otaczający ich świat w taki sposób jakbyśmy my, widzowie tam byli. Ja niestety nie mam takiego daru. Niektórzy twierdzą, że umiem pisać. Może i trochę umiem. Wiem jednak, że choćbym nie wiem jak się starał to i tak nie jestem w stanie przekazać tego co zobaczyłem i tego jaką to wszystko ma skalę. Kiedy bowiem popatrzę na maluteńki, maciupeńki dosłownie wycinek Afryki (w dodatku tej Afryki w wersji „light”) jaki zdołałem zobaczyć i zestawię go z ogromem tego czego nie widziałem, to dopiero wtedy mam świadomość gigantyczności tego zła, tej niesprawiedliwości, tego ludzkiego nieszczęścia, tej nędzy, tej uwłaczającej ludzkiej godności biedy jaka wciąż panuje. Ci biedni ludzie nie są niczego winni! Oni po prostu tam się urodzili. Na swój ciężki los nie mieli kompletnie żadnego wpływu. Dlatego właśnie kiedy słyszę podnoszoną coraz częściej przez populistycznych polityków próbujących zbić tani kapitał polityczny kwestię imigrantów, czy co gorsza uchodźców dosłownie krew mnie zalewa!

 

Nie wiem czy świat kiedykolwiek stanie się przyjaznym miejscem dla wszystkich istot, nie tylko dla istot ludzkich. Nie wiem. Wiem natomiast, że jeśli każdy z nas zrobi trochę więcej niż odrobinę dla drugiego człowieka, dla innych żywych istot zamieszkujących nasz pędzący przez kosmos maleńki okruszek ze skały i żelaza, może wtedy stanie się coś, czego nikt z nas się nie spodziewa.

Boże Narodzenie to święto narodzin dziś śmiało można by powiedzieć Wielkiego Wizjonera, kogoś, kto widział świat takim jaki powinien on być, kogoś kto wiedział którą drogą powinniśmy podążać, kogoś kto dobrze wiedział, że Miłość to jedyny sposób aby pokonać zło. Pokazał On nam drogę i sposób jak ten świat takim właśnie uczynić. Droga ta tak naprawdę jest prosta, opiera się ona bowiem na banalnym „MIŁUJCIE SIĘ”. Wyjeżdżając do całkowicie odmiennego kraju o zupełnie odmiennej kulturze i religii zdołałem dokładniej zobaczyć i jeszcze bardziej zrozumieć co miał On na myśli mówiąc „Bóg jest Miłością”. Między innymi dlatego właśnie od dłuższego już czasu nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że jedyna droga którą wszyscy powinniśmy dziś podążać, to Droga Miłości.

Oto jaki maluteńki kawałek afrykańskiej biedy zdołaliśmy zobaczyć. Patrząc z dalszej perspektytwy przeraża mnie ogrom tej biedy, której nie widzieliśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *